niedziela, 25 stycznia 2015

Bohater

Siedząc przed TV, co rzadko mi się zdarza, tylko kiedy puszczają jakiś ciekawy film, obejrzałem komedie "Nacho Libre" z Jackiem Black w roli głównej. Nawet nie skupiałem się nad filmem jednak urzekła mnie moc fabuły w której sieroty uważały za bohatera, niedołężnego braciszka z zakonu, który poszedł walczyć na ringu aby zdobyć pieniądze, na jedzenie dla sierot... Nie wierzę jak coś tak błachego jak przypadkowo włączony film może natchnąć do powstania takiego wiersza:

Obraz: Bohater z Krainy Czarów - Tomasz Sętowski


Bohater

Niektórzy bohaterowie, maski noszą,
dostają owacje anonimowo.
Niektórzy bohaterowie, to postacie fikcyjne,
nie ma ich naprawdę, a mają nadludzką siłę.
Niektórzy bohaterowie, to ludzie czynu,
nieustraszeni jak herosi z Rzymu.
Niektórzy bohaterowie, to zwykli ludzie,
gdzie jest potrzeba, społeczeństwu w służbie.
Niektórzy bohaterowie, to topowi idole,
nastolatek, skryci kochankowie.
Niektórzy bohaterowie, to czarne charaktery,
odzwierciedlenie naszej mrocznej sfery.
Niektórzy bohaterowie, to zwykli ojcowie,
stojący na straży, dobra swych pociech.
Niektórzy bohaterowie, są nimi, choć o tym nie wiedzą,
rekopensują swym dobrem, to że cierpią.
Bohater? - To prawie jak mistrz,
skromny gdy ratuje, posiada swój blichtr.
Ma cechy ponad ideał wydane,
zwykły szarak, choć dla innych szlagier.
Każdy bohater, ma wielbicielkę swą,
między codziennymi obowiązkami ją ratując.
Kto z nas nie chciał być bohaterem?
Z dziecięcych czasów, imponującym kaskaderem.
Dziś w czasach gdy bohaterstwo,
uznawane wśród za pozerstwo,
nie ma ratunku dla słabszych i lebiot,
jest tylko śmiech i postaw szczebiot.
Lecz się nie zniechęcaj,
bądz bohaterem, choćby mieli za pomyleńca.
Ubieraj się w obcisłe stroje,
jeśli to bohatera spojeń.
Ratuj słabszych, choćby wyzwali od frajera,
rób to co uważasz za rolę bohatera.
Dla mnie bohaterem, każdy kto żyć umie,
widzi barwy gdzie mrok w oczy kuje.
Ratuje od klęsk takiego jak mnie smuta,
i przywraca uśmiech na usta.
Jak? To moja zagadka,
bo ode mnie taka przypadłość rzadka.
Jednak mam swą rolę i żywa nadzieje,
że dzięki słowom też jestem bohaterem.

By: Tobiasz Kruk

wtorek, 13 stycznia 2015

Knaga - Najlepszy Przyjaciel Mężczyzny

Wiersz, którego inspiracją był skit z płyty jednego ze znienawidzonych przez publikę raperów - Kaena. W swoim albumie zawarł humorystyczny lecz dla niektórych bez sensowny skit pt. "Bejbi K'naga". Nie uważam już, że twórczość tego pana nie jest inspirująca, co dodało mi odwagi aby napisać nie typowy dla mnie wiersz obnażający ludzkie typowe zachowania intymne... Oto wiersz z cyklu: "Bajki dla dorosłych i tych, którym się wydaje, że są dorośli".


Knaga - Najlepszy Przyjaciel Mężczyzny

Wstaje przed nim, pół godziny. Mięsisty matematyk - mistrz w dziedzinie mnożenia.
Żylasty na swym torsie, z głową wysuniętą od nabrzmienia.
Najchętniej, chciałby zajrzeć głową w jakiś tunel.
Lecz takowego bledz, a to wielki frasunek.
Jaki, kogo to już wszystko jedno, byleby wilgotny.
Z braku laku dla wytchnienia może być sromotny.
Obudził się jego żywiciel. 
Bajerant, amant, bożyszcza w świecie piczek.
Na ironie, nie wykwitły bo żaden z niego urodziwiec.
Lewą nogą znowu wstaje ospale i leniwie.
Zmierzając do uryny poprawia swą sztywnotę.
Ona w mig traci przymus i lubieżczą ochotę.
Wypuszcza na powietrze, z bielizny przyjaciela.
On z siebie wypuszcza płyn w słomkowych pastelach.
W zapachu przypominający szczurzą perfumę.
Jednak ulgę to dało, jęk wyszedł piorunem.
Filutek przez resztę dnia.
Spoczywał jak we śnie w spodniach.
Od czasu do czasu rozkojarzony.
Z mózgu odpływem do nerwów krwii wzbudzony.
Gdy oczy opadły na biust, bądz zad samiczy.
Filuterny filut, chcieć wydostać się z nogawicy.
I mówi niemo: "idz do niej, zaznacz że byłeś".
Niewiarygodne, że potrafi nim myśleć.
Jednak z trudem gdy go coś ciśnie.
Porwany do dzieła wzwarty od żyłek.
Lecz dzierlatka umknęła nim ją dopadł.
Nieodwracalnie przegrany, jak frajer z sił opadł.
Na wieczór, czy w nocy powraca do dzieła.
Wzburzony porażką w podniet apogeach.
Daje się poniesć fantazji z filmów.
Gdzie kompleks go czyni gigantem wśród akronimów.
Brak już dostojeństw, granicy w opisie czynów.
Upadła cenzura bo stercz zboczona szuka wygód.
Przypięty do ciała zwis słyszy monolog.
Jego dobrodziej to jednak prawdziwy żigolo
I mówi do niego i pieści zarazem. 
"Nie przejmuj się sami też damy radę".
I ręka jednościa z tym mięśniem się staje.
I w górę i w dół ściskając uznaje.
Monitor im ukazuje sceny bezecne.
Z jednej na drugą zmienia swe ręce.
A wisielec filutny też stosuje akty.
Umizgi, wijactwa, dziwactwa pod stęków takty.
Z desperacji w żywicielu szuka już dziur.
To już jakiś fetysz, wnet kolejny skurcz.
Drętwy jak pręt, sztywny jak słup.
Zaciska zęby, odgłosy młuc.
Dochodzi do siebie bo nigdzie indziej.
Nagle coś strzela, biały płyn płynie.
Wszeteczne odpręzenie, rozładowane napięcie.
Częstotliwość tych działań, odwlekło detumescencje.
Rozkosz z uśmiechem a sen błyskawiczny.
Taki z tego morał analogiczny.
Facet ma jednego nierozłącznego przyjaciela!
Knaga, ma imię. Daje mu upust w intymnych boleściach!

By: Tobiasz Kruk


czwartek, 8 stycznia 2015

Kruk

Edgar Allan Poe

Kruk


Raz w północnej, głuchej dobie, gdym znużony siedział sobie
Nad księgami dawnej wiedzy, którą wieków pokrył kurz - 
Gdym się drzemiąc chylił na nie, usłyszałem niespodzianie
Lekkie, ciche kołatanie, jakby u drzwi moich tuż.
"To gość jakiś - wyszeptałem. - Puka snadź przy drzwiach mych tuż.
Nic innego chyba już".

Ach, pamiętam, jakby wczoraj - była przykra grudnia pora,
Głownie mrąc to cień rzucały, to blask jakichś krwawych zórz.
Tęsknom czekał, by świat biały błysł, bo księgi nie sprawiały
Ulgi w mej boleści stałej, odkąd znikł mój anioł stróż,
Dziewczę słodkie, które zwie Lenorą anioł stróż...
Tu bez nazwy ona już!

Strach zdejmował mnie nieznany, pełny grozy niezbadanej,
Kiedy u drzwi zaszeleścił purpurowy kotar plusz:
By ukoić serca trwogę, rzekłem sobie: "Pojąć mogę:
To podróżny - zgubił drogę - zbłąkał się wśród śnieżnych wzgórz...
W drzwi me puka, Zabłądziwszy pośród białych śnieżnych wzgórz...
Tak - nikt inny chyba już!"

Więc nabrawszy męstwa wstałem, z ugrzecznieniem mówiąc całem:
"Panie albo pani, błagam, nie obrażaj się ni chmurz,
Bo zasnąłem ze zmęczenia, a twe lekkie uderzenia
W drzwi mojego tu schronienia nie zbudziły mnie. Więc cóż
W tym dziwnego, żem nie słyszał?" Tu otwarłem drzwi - i cóż?
Ciemność w krąg - nic więcej już.

Patrząc w mrok ten na wsze strony, stałem trwożny i zdumiony,
Rojąc mary, jakich dotąd głąb nie znała ludzkich dusz.
Lecz milczenie głuche trwało, ciszy nic nie przerywało,
Tylko lekki szept nieśmiało drgnął: - "Lenora?" - gdzieś tuż, tuż.
Tom ja szepnął - i: "Lenora!" - wyszeptało echo tuż.
Tylko to, nic więcej już.

Powróciwszy do pokoju, w niesłychanym już rozstroju,
Posłyszałem znów stukanie, jakby gdzieś przy ścianie wzdłuż.
"Pewnie - rzekłem - coś kołacze w okno: wiatry snadź tułacze?
Zaraz, co to jest, zobaczę, nie bij, serce, ni się trwóż - 
Wnet wyjaśnię tę zagadkę, serce, nie bój się ni trwóż.
Tak, to wiatr - nic więcej już!"

Otworzyłem okno zatem... Szumiąc skrzydły, z majestatem,
Wzleciał ciężko Kruk wspaniały, jakby czarny piekieł stróż.
Nie pozdrowił mnie ukłonem, okiem powiódł w krąg zamglonym
I siadł z pańskim jakimś tonem pośród dwóch kamiennych kruż - 
Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż.
Usiadł tam - nic więcej już.

Ptak ten sprawił, że przy całym rozsmętnieniu mym musiałem
Rozśmiać się z poważnej nader jego miny: "Tyś nie tchórz,
Widzę, stary, chmurny ptaku, co - choć piór już ani znaku
Na swym czubie - szukasz szlaku wśród posępnych nocy mórz?
Mów, jak zwą cię na plutonskim brzegu czarnych nocy mórz?"
Kruk rzekł na to: "Nigdy już!"

Zadziwiłem się nie lada, że ptak tak wyraźnie gada,
Choć żem jego odpowiedzi nie mógł pojąć ani rusz,
Boć to przyzna nawet dziecię, że nikt z ludzi dotąd w świecie
Nie oglądał chyba przecież ptaka przy drzwiach izby tuż.
Ptaka, co by przed nim usiadł na popiersiu przy drzwiach tuż.
Z takim mianem: "Nigdy już".

Ale Kruk ten z łysą głową wyrzekł jedno tylko słowo,
Jak ci, którzy w jeden wyraz całą głąb wlewają dusz.
Potem milczał znów nieśmiele, Pióro mu nie drgnęło w ciele,
Aż gdym szepnął: "Przyjaciele opuścili mnie wśród burz.
I on też za dniem mnie rzuci, jak Nadzieje pośród burz".
Ptak mi odrzekł: "Nigdy już!"

Zadziwiony niewymownie odpowiedzią tak stosownie
Wyrzeczoną: "Widać - rzekłem - umie tylko to. A nuż
Dar to pana, co w niewoli poznał tylko to, co boli,
I swe pieśni jął powoli echa kłaść przeżytych burz,
Aż pieśń każda w smętnej zwrotce brzmiała niby echo burz:
"Nigdy, nigdy, nigdy już!"

Lecz że w rozsmętnieniu całym wciąż się z Kruka śmiać musiałem,
Przysunąłem miękki fotel na wprost ptaka, do drzwi tuż,
I usiadłszy nań co żywo, jąłem myśli snuć przędziwo,
Co te stare, chmurne dziwo, czarne jakby piekieł stróż -
Co ten ptak złowróżbny, groźny, czarny jakby piekieł stróż -
Mniemał, kracząc: "Nigdy już!"

Myśląc, czego to oznaka, nie mówiłem ni do ptaka,
Który swe płonące oczy w serce wbijał mi jak nóż.
Tak siedziałem, wsparłszy głowę o poduszki fioletowe,
A blask lampy światło płowe lał na ich matowy plusz.
Ach, niestety, Ona o ten fioletowy, miękki plusz
Skroni swej nie oprze już!

Wtem powietrze się zamgliło, jakby wkoło się dymiło
Sto anielskich trybularzy, tchnących słodką wonią róż.
"Bóg na bóle, co trapiły serce, lek ci zsyła miły - 
Zawołałem - zbierz swe siły i wspomnienia ciężkie zgłusz,
Wdychaj lek ten i wspomnienia o Lenory stracie zgłusz!"
Kruk zakrakał: "Nigdy już!"

"Zły wróżbiarzu - rzekłem - ptaku czy czarciego sługo znaku!
Czy cię szatan przysłał tutaj, czy pęd wściekły zagnał burz
Na brzeg smutku i boleści, gdzie żal tylko pustka mieści,
Gdzie noc każda zgrozę wieści - powiedz, błagam, wzrusz się, wzrusz!
Jestże, jestże balsam w Gilead? - powiedz, powiedz, wzrusz się, wzrusz!"
Rzekł Kruk na to: "Nigdy już!"

"Zły wróżbiarzu - rzekłem - ptaku czy czarciego sługo znaku!
Na to niebo, co nad nami, i na Pana ziemi, mórz
Powiedz duszy mej zbolałej, czy w Edenie szczęścia chwały
Znajdzie dziewczę, które biały zwie Lenorą anioł-stróż,
Dziewczę święte, słodkie, które zwie Lenorą anioł-stróż?"
Kruk mi odrzekł: "Nigdy już!"

"Niech to będzie pożegnanie - krzyknę - ptaku czy szatanie!
Precz na burzę, na plutońskie brzegi czarnych nocy mórz!
Niech mi żadne czarne pióro nie przypomni, jak ponuro
Mroczysz wszystko kłamstwa chmurą! Ruszże się z popiersia, rusz!
Wyjmij dziób z mojego serca - i rusz się z nade drzwi, rusz!
Kruk mi odrzekł: "Nigdy już!"

I kruk wcale nie odlata, jakby myślał siedzieć lata
Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż,
Krwawo lśni mu wzrok ponury, jak u diabła spod rzęs chmury
Światło lampy rzuca z góry jego cień na pokój wzdłuż,
A ma dusza z tego cienia, co komnatę zaległ wzdłuż,
Nie powstanie - Nigdy Już!"


Ostatnio jestem wielkim fanem poezji i opowiadań Poe. Mrok jego utworów jest tak tajemniczy, że chyba żaden inny mrok nie zastanawia tak bardzo. Żaden jeszcze wiersz nie towarzyszył mi w życiu tak jak ten. Ostatnio opisałem w wierszu widmo, które nawiedziło moje ciało a wypuściło duszę. Ten zabieg jaki u mnie miał miejsce właśnie idealnie pasuje swą metaforą właśnie do wiersza "Kruk". Myślałem, że "Serwus, madonna" będzie mym wierszem odchodnim, lecz jego moc chyba się skryła za skrzydłami... "Kruk"-a. Poemat o szatańskim ptaku przywodzi mi na myśl historię o człowieku zmarnionym przez życie, dla którego nic już nie ma znaczenia a kruk przyleciawszy do jego izby ma mu oznajmić nową rolę w życiu. Bardziej stanowczą, odpowiedzialną i wymagającą siły, której nigdy nie było. 
Tak jak w "Serwus, madonna" wersy podkreślone przypisałem sobie.
"Ach, pamiętam, jakby wczoraj - była przykra grudnia pora," - cała moja przemiana duszy w widmo miała miejsce pod koniec grudnia.
"Tęsknom czekał, by świat biały błysł, bo księgi nie sprawiały 
Ulgi w mej boleści stałej, odkąd znikł mój anioł stróż," - znów nawiązanie do mej muzy, która już tak nie dba swym istnieniem przy mej osobie o mą płodność jak kiedyś. Muza - anioł stróż. Wiele razy chciałem zamienić swe natchnienie na czytanie różnych ksiażek - ksiąg. 
"Przyjaciele opuścili mnie wśród burz.
I on też za dniem mnie rzuci, jak Nadzieje pośród burz".
Ptak mi odrzekł: "Nigdy już!" - Czułem się samotny gdy nie było ze mną przyjaciół, których wydawało mi się, że bliskość straciłem. Pojawiło się me widmo, które nie opuści. 
"Na brzeg smutku i boleści, gdzie żal tylko pustka mieści," - jako człowiek opętany depresją byłem skory do różnych skrajnych upadłości, najgorszą było utracenie emocji co połknęła przepełniająca pustka, którą też wchłonęła jeszcze większa pustka.
"A ma dusza z tego cienia, co komnatę zaległ wzdłuż,
Nie powstanie - Nigdy Już!"" - ten wers oznacza właśnie zamianę mej duszy na widmo. Ma dusza nie powstanie, póki widmo nie naprawi mych błędów.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Widmo

Witam w nowym 2015 roku... Od teraz nie piszę samodzielnie. Piszę za mnie widmo ale moimi słowami, według moich przemyśleń a ono - widmo dostrzega nowe i pracuje na moją lepszą reputacje. Sam w sobie zamarłem i bałem się jeszcze dać ludziom kierować moim inwentarzem artystycznym. Najpierw trzeba sprawić aby ludzie zrozumieli... a to najtrudniejsze. Oto jak opisałem moje nowe "ja"...



Widmo

A tam nie ma Bogów, nie ma rządów, i nie ma chorób,
spodobało mi się tu, nie macie pojęcia,
ale i tak nikt by tu zejść nie chciał.
Położyłem się na plecach, z rzycią wypiętą do życia,
nie chciałem tak, ale wiedziałem, że nie mam wyjśćia.
Odszedłem zostając jako jakaś pamięć nikła,
wspomnienie musiałbyś koparką wykraść.
Samo nie przyjdzie, przykry widok,
człowieka bez duszy, to jak prawie widmo.
Zostawiłem mu swe grzeszne nic nie warte ciało,
może zrobisz z niego lepszy pożytek?... Pielęgnuj gardło.
Ja się usuwam na plażę styxu,
nie wrócę już nawet w płomiennym zniczu.
Moje dzieło dokańcza on,
nie znany wam, myślicie, że to ja wciąż.
Musi zapracować bym miał posłuch,
i by w mękach nie tułał się duch.
Kiedyś tez zejdzie tu do mnie na dół,
lecz wtedy pryśnie, tak jak ja to zrobiłem już.
On piszę ten wiersz-mój własny nokturn,
mymi palcami gdy powiadam z zaświatów.
Jak to możliwe, że nie poznajecie zmian?
Przecież to co robię, w zwyczaju nie mam.

By: Tobiasz Kruk