czwartek, 24 września 2015

Cyt

Nie wiedziałem, że tak długo mnie tu nie było... Tak jak pisałem wcześniej: tryb robota pochłania czas a teraz jeszcze bardziej. Dziś wyszarpałem bardzo ciężko z czeluści mej głowy wiersz adekwatny do mej "ciszy", jak i z dedykacją dla pewnej sytuacji, względem kogoś, którą jedynie sobie mogę podziękować... Pamiętajcie, nie żyjcie w ciszy!





Cyt

Nie ma słów.
Egzystujemy w próżni.
Tylko nie mów, ileśmy sobie dłużni.
Nie ma słów.
Po co komu one?
Rozumiemy się bez nich, o ile relacje zdrowe.

Mów coś... Mówisz do mnie, ale sama nic nie powiesz.
Mów coś... Znów powtarzasz, ale co mówić gdy się obrażasz?

Najłatwiej siedzieć cicho, jak mysz pod miotłą.
Ominąć mimo uszu, to nie kwestią skromną.
Milczenie jest złotem, a i takem biedny.
Ubogi w Twój głos, kojący niczym śpiew syreny.
Bezszelestnie idziesz, omijając mnie jak strzygę.
Nawet kroki głuche masz - Ty to umiesz wzbudzić intrygę!
Bądź mi mimem, bo nie rozumiem bezruchu warg.
A ja odejdę na odległość, by się nie wstydzić Twych skarg.
Potrafiłem siedzieć bez słów, to mi naoczniało wartość.
Jak ciekawy człowiek jest, gdy ma w sobie nieśmiałość.
Ale teraz mnie zabija, nie wytrzymam w głuszy.
Zasialiśmy makiem, między sobą pole puszczy.

Najpierw wstaje niezręczna, by później padła grobowa.
Już jestem nie spokojny, bo tu znikąd ani słowa.
Krzyczeć muszę, aż gardło do zdarcia.
Stan "błogiej" jest kwestią samozaparcia.
Nie chcę jednak... nie potrafię, już żyć bez odzewu.
Nawet głupim byłoby pytanie "czemu?".

Więc skazujesz mnie na dożywocie ciszy?
Proszę! Mów do mnie, tylko Ty a niech zaniemówią wszyscy.
Nawet ja się odzywać przestanę, ale śpiewaj, że tak nazwę.
Śpiewaj mi, krzycz, marudź, czytaj!
Byleby mnie nie zabiła ta cisza.

Nie chcesz mówić? Nie mów - nie jestem tego godzien.
Ale chociaż napisz list, lub w elektronicznej poczcie.
Odczytam na głos i już mi zniknie.
A skrzynka odbiorcza czasem śmiesznie pyknie.

Hop-Hop! Wołam, ale nie wydobywam słowa.
Nie ma tu nikogo, tylko ta cisza goła.
Ponura jak żniwiarz, co przychodzi po duszę.
Chciałbym usłyszeć Twój dźwięk, w ciszy to najdroższy kruszec.
Tak tu monotonnie bez dekoracji dźwięcznych.
Ktoś kto by zagadał i rozmową mnie zadręczył.

 W segmentach niemej, brawurowej akcji.
Odnalazłem śpiączkę, w pustej, ciemnej kaźni.
Mam zakaz otwierania ust, prowokując dialogi.
W końcu bezdźwięk wieczny, a ten nader mnogi.
Więc morda w kuble, i nie ważę się odezwać.
I tak się boje, bo mógłbym Ci nerwy podeptać.
Płaczę też bez szlochu, bo zbyt głośny.
Łapię kapiące łzy, by nie uderzały podłoży.
Nie chcę rozgniewać, bo nad sztormem nie umiem panować.
A jednak trudno hałas ustabilizować.
Jestem tak bezsilny w stagnacji cichości.
Że już potulnie siedzę w tej otępiałości.
Tylko w środku mnie wyżera jak robal.
Fakt, że ten marazm, to moja własna wola...

A jak już zawołasz i ją przerwiesz
zaglądnij do mych koszar.
Zaszepcz przyjaźnie,
bym wiedział, że przysięgę milczenia znoszą...

Ciii-hoo-szaa!

By: Tobiasz Kruk