sobota, 20 czerwca 2015

Wianki

Dziś idąc po bulwarach nad Wisłą w Krakowie jedyne co widziałem podczas dzisiejszych "wianków" to patologiczne nastolatki przychodzące nad rzekę tylko po to aby się nawalić a pózniej pewnie stracić "wianek". Przerażające... Wiadomo, każdy przychodzi się napić, ale być może zwapniałem i hipokrytycznie podchodzę do sprawy jakbym ja w ich wieku tego nie robił. Robiłem. Jednak dzisiejsze pokolenie nastolatków - to dopiero porażka. Mniejsza.
Chodząc po jarmarku średniowiecznym pod Wawelem rozbłysł mi dojrzały wiersz wysławiający tradycję wianków.


Wianki
 
Wiosna podobno sprzyja zakochanym.
Z latem wcześniej wstaje blask poranny.
Młokosy kochają przesilenia ciała z kosmosem.
Są tak otwarci na wszelkie rozkosze.

Żegnamy wiosnę ale pod pretekstem.
Bo prawda czerwieni się innym znaczeniem.
Wiosną zakochujesz by latem konsumować.
Na sianie możesz ją absztyfikować.

Idą za ręce Janek z Olitą.
Jemu gzy w głowie a ona dziewicą.
-Czyż Ci nie ciężko? Daj mi swój wianek.
Tak z fałszywą troską do niej Janek.

I podwija spódniczkę chcąc ją rozkręcić.
Myśląc, że to dobry trik kokieci.
Ona ze zmieszanym uśmieszkiem.
Po kryjomu bawi się suteczkiem.

Północ wybija, sztuczne ognie buchają.
Oczekiwania się spełnią wszystkim buchajom.
Z prądem Wisły flota wianków odpływa.
A każda dziewoja krzyczy: "Nie przerywaj!".

Pod Wawelem, pod światłem księżyca.
Jakby urokiem zatruła czarownica.
Orgia się czyni, niegdyś niewinnych niewiast.
Straciły wianki kochanki, gdy przyszła noc letnia.

By: Tobiasz Kruk

wtorek, 16 czerwca 2015

Ból Marnotrawny

Znowu trochę mnie przymuliło...
Długi czas nic mnie nie bolało. Dziś w pracy przyszedł do mnie z niewiadomych powodów dawny znajomy ból... Przyniósł ze sobą i to:


Ból Marnotrawny
To nie ból fizyczny,
ani psychiczny.
Metafizyczny,
zdławiony w gardle.
Suchoty,
od guzów przełyki nabrzmiałe.
Ślina we flegmę przeinaczona,
szczypiący przełyk, 
aż po nozdrza.
A w dole kłucie,
żołądka w skrętach.
Może to kiszka,
gra marsza niemiłośierna?
Lecz ten ból tępy,
młynek kręci jak od niechcenia.
Moją pustkę,
jakby ogarnia przemiał.
To Ból! Kochany Ból! Znów Czuję?
Tak jakbym chciał wyrzygać kokon żółci.
Takie goryczkie świdry wiercą wnętrze,
to jakbym chciał krzyczeć, nie tylko by ciszę zakłócić.
Z takiego bólu,
niegdyś rodziła się złość.
Lecz jedynie,
został smutek okrutny.
Przechodzi do serca,
tam kłuje, wierci, skręca, w sile potrójny.
Chwyt za klatkę, 
nie pomoże.
Wycie, to tylko dźwięk serca boleści.
I ból przechodzi,
po całym ciele.
Skurcze, siniaki,
ból wszędzie się mieści.
Przechodzi w centrum,
gdzie nerwy szarpie.
W ośrodku mózgowym,
się wydostaje.
Znieczula, paraliżuje,
ogólnomyśl wszelką.
Mimo że pustą,
głowę mam ciężką.
We łzach leżę,
znieruchomiały.
Odczuwam jak ból,
mnie dźga zarozumiały.
Tak strumień tych łez diamentowych,
też zdziera mi twarz jak druciak.
I leżę obolały nie wiedząc, 
czy się cieszyć, że znów mam uczucia.

By: Tobiasz Kruk